Gościem Anny Stachowskiej i Radia Pogoda był Piotr Bukartyk – mistrz słowa i rymu, niepoprawny romantyk, który od prawie czterdziestu lat układa piosenki. I tak ułożył ich ponad 600.
Autor takich piosenek jak: „Kobiety jak te kwiaty”, „Małgocha”, „Co to za film”, „Kup sobie psa”, „Sznurek”, czy „Piosenka z praniem w tle”. Jego satyryczne postrzeganie świata jest niezwykle trafne a teksty to mistrzostwo świata. Zapraszamy do odsłuchania barwnej i soczystej opowieści o jego życiu i kulisach polskiej estrady – festiwalach piosenkach, koncertach i nagrywaniu płyt.
FRAGMENT WYWIADU:
Anna Stachowska: Zacząłeś spełniać się w sztuce na Ogólnopolskich Konkursach Poezji Śpiewanej.
Piotr Bukartyk: To straszne, ale Pani od polskiego mnie tam wysłała i dzięki temu zdawałem z klasy do klasy. No robiłem różne rzeczy, gdybym cokolwiek zacząwszy, robił dobrze, to bym się tego trzymał, a ponieważ nic mi do końca nie wychodziło, to zmieniałem zajęcia.
A.S.: Jak nie wychodziło? Od najmłodszych lat piszesz i komponujesz. Ile miałeś lat, kiedy zacząłeś? Siedemnaście?
P.B.: Nawet mniej, o rok mniej. Moją karierę liczę od momentu, w którym mi zapłacono za to, co napisałem. Tak więc minęło 40 lat z takim sporym hakiem, ale no nie chce się dokładnie obnażać, jeżeli chodzi o wiek. Na rynku matrymonialnym moja wartość spadnie.
„ Moją karierę liczę od momentu, w którym mi zapłacono za to, co napisałem.”
A.S.: Ty już jesteś zajęty z tego, co widzę.
P.B.: Wielokrotnie przechodziłem z rąk do rąk, o co nie mam żalu, bo na ogół byłem traktowany zgodnie z przeznaczeniem. Rzeczywiście, jestem w trakcie trwania, mam nadzieję już dożywotnio, najdłuższego związku w moim życiu, który zaowocował i to nawet w postaci latorośli- mężczyzny mojego życia.
A.S.: Który także związany jest z muzyką?
P.B.: Tak, śpiewa pod prysznicem, ale odmawia kształcenia się w tym kierunku. Moja koleżanka Ela Zapendowska, do której zaprowadziłem dziecko w celu informacji, czy jestem kolejnym skretyniałym ojcem, który ma genialne dziecko, czy on rzeczywiście słyszy. Okazało się, że rzeczywiście słyszy, ale i od Eli i od kolegów gitarzystów czy nauczycieli gitary usłyszałem same fajne rzeczy na jego temat oraz taką sugestię, żeby w nic dziecka nie wrabia. Ja szczerze mówiąc, nie jestem jednym z tych rodziców, którzy układają od małego dziecku przyszłość, także nie musi chłopak nic bębnić.
„Ja szczerze mówiąc, nie jestem jednym z tych rodziców, którzy układają od małego dziecku przyszłość, także nie musi chłopak nic bębnić.”
A.S.: Poza tym ty też późno zacząłeś zawodowo. Myślę, że to wyniknie z jego potrzeby serca.
P.B.: Tak, ale trochę się obawiam. Znam przeróżne muzyczne środowiska i spotykam dzieci kształcone od maleństwa w kierunku muzyki klasycznej. Wydaje mi się, że to jest bardzo niewdzięczne np. jeśli chodzi o klasę fortepianu. Potem ktoś wmawia tym dzieciom, “Wiesz, jeśli nie wygrasz konkursu to cała reszta życia…”.
A.S.: A skoro jesteśmy przy konkursach, gdy byłam nastolatką, spotkaliśmy się na Konkursie Poezji Śpiewanej. Pamiętasz mnie?
P.B.: Oczywiście, że tak, takich oczu się nie zapomina. To jest naprawdę najbardziej fascynujące, kiedy takie młode osoby z własnego wyboru, biorą na warsztat materiał autorstwa ludzi, których doświadczenie życiowe zdecydowanie przerasta ich własne. Ważny jest ten szczery zapał w tym wszystkim. Nie da się nauczyć chodzić, nie przewracając się ani razu. Bardzo cenię u młodych ludzi gotowość do podejmowania wyzwań, które czasem mogą ich trochę przerastać, ale to nas buduje. Ja też pamiętam, że jako małolat pisałem wyłącznie piosenki absolutne. Właśnie w nich zawierałem recepty na poprawę świata. Myślę, że wtedy wiedziałem, co trzeba zmienić.
A.S.: Nawet twoja twórczość i działalność jest taka bardzo dynamiczna. Walczymy, działamy, zmieniamy, chcemy coś zrobić.
P.B.: Na swój sposób jest zaangażowana, ale od dłuższego czasu bardziej obserwuje, niż walczę. Oczywiście krzyczę na różnych ludzi, na jednego faceta, który ostatnio denerwuje mnie najbardziej od lat. Na przykład wołam publicznie ze sceny “liliputin”, nie używając jego personaliów, a i tak wszyscy wiedzą, kogo mam na myśli. Jak w zasadzie, ostatnie płyty też są takie bardzo zaangażowane, ale ja nie mam wyboru. Bo ja robię to, co po prostu przychodzi mi do głowy, co mi gra w duszy, co ze mnie wylatuje. O tyle jestem szczęśliwym człowiekiem, że robię to, co naprawdę lubię, więc nigdy nie jestem w pracy.
A.S.: Opowiedz mi o Twoim ostatnim projekcie “Wieloryb Fiutin i inne opowiadania” Projekt Bukartyk/AJAGORE.
P.B.: Dawno temu napisałem tekst piosenki dla Grażki Łobaszewskiej. To było ponad ćwierć wieku temu, pamiętam jeszcze, że Jasiu Skowron aranżował jej ten numer, a ja jeździłem dużym fiatem, którego nam obrobili podczas wyjazdu na Pradze. Wszystkie zamki były rozwalone, a jedyne co zginęło to napoczęte tiktaki, bo nic innego w tym aucie nie było. Jak już je naprawiliśmy, pojechaliśmy na festiwal do Opola, gdzie Grażyna miała zaśpiewać tę piosenkę, ale wcześniej spotkała się z innym wybitnym artystą polskiej sceny i zapomniała tego tekstu, który tak mozolnie pisałem. Minęło 25 lat i ona dzwoni i mówi: “Łysy, nagram nasz numer!”. Ja się pytam:” Jaki numer?”, bo nie wiedziałem, o co chodzi. Ona mi tam wyjaśnia, że chodzi o ten z gondolą sprzed 25 lat.
„Minęło 25 lat i ona [Grażyna Łobaszewska] dzwoni i mówi: “Łysy, nagram nasz numer!”. Ja się pytam:” Jaki numer?”, bo nie wiedziałem, o co chodzi. Ona mi tam wyjaśnia, że chodzi o ten z gondolą sprzed 25 lat.”
P.B.: Namawiała mnie, żebym przyszedł i posłuchał, więc pojechałem do radia, którego nazwy nie wymienię, bo ktoś jeszcze pomyśli, że tam chodzę. Grażynka z zespołem AJAGORE grała tam koncert, przy okazji kolejnej płyty, gdzie między innymi ta piosenka z moim tekstem się znalazła i posłuchałem kapeli, której towarzyszyła, a która grała naprawdę fajnie. Panowie zrobili na mnie wrażenie, po wszystkim pogratulowałem występu, bo naprawdę to fajny zespół. I tak minęło parę dni i zadzwonili do mnie.
„ Ja jestem od pisania do rymu i układania melodii. Mi się wydaję, że albo coś żre, albo nie. I tam żarło, dlatego postanowiliśmy spróbować.”
P.B.: Ja myślałem, że to będzie incydentalna historia, ale wybraliśmy drogą telefoniczną, internetową zestaw jakichś piosenek, które już wcześniej po prostu nagrałem, śpiewałem. Przygotowaliśmy z tego rodzaj programu bez ani jednej próby. Potem pojechałem do nich do Tczewa, gdzie w tczewskim domu kultury zrobiliśmy próbę. Po godzinie wspólnego śpiewania piosenek, które przygotowali, zapytali mnie, co o tym myślę. Ja jestem od pisania do rymu i układania melodii. Mi się wydaję, że albo coś żre, albo nie. I tam żarło, dlatego postanowiliśmy spróbować.