Dzisiaj mija 14 lat od śmierci króla soulu i funku. James Brown oprócz cudownej muzyki miał również na sumieniu mnóstwo przewinień.
Urodził się 3 maja 1933 roku w Barnwell w Karolinie Południowej. Jego dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych. Wychowywał się bez rodziców i od najmłodszych lat pracował na polu bawełny, co było częste w tamtych czasach wśród osób czarnoskórych. W wieku nastoletnim został bokserem i pomieszkiwał w domach publicznych. Również był znany w światku kryminalistycznym przez co często trafiał do poprawczaków, gdzie uczył się wywierania wpływu na innych ludzi głównie za pośrednictwem siły i agresji. Jako muzyk zadebiutował w 1959 roku i niesamowicie szybko podbijał serca słuchaczy.
Jego pierwsze płyty były wydawane bez jego zdjęć, co było częstym zabiegiem przy wydawaniu płyt muzyków czarnoskórych. Mimo swojego pochodzenia, które w XX wieku w Stanach Zjednoczonych, powodowało degradację społeczną, był niezwykle cenionym piosenkarzem również przez białych słuchaczy. Nie bez powodu był nazywany symbolem czarnego kapitalizmu. Jako muzyk zasłynął takimi utworami jak „It’s a Man’s Man’s Man’s World”, „I Got You (I Feel Good)” czy „Get Up (I Feel Like Being a) Sex Machine”.
Przez całe jego życie i tym bardziej pod koniec jego kariery, towarzyszyły mu skandale, które sam wywoływał. Pomimo iż był niesamowicie uzdolnionym piosenkarzem, który na scenie wydawał się być pewnym siebie i szczerym artystą, to prywatnie wychodził z niego diabeł. Wielokrotnie zwalniał swoich pracowników za drobne pomyłki, lub nawet za ich brak, krzyczał na ludzi i ich opluwał, zachowywał się bardzo nerwowo i agresywnie. Również w życiu osobistym był niesamowicie apodyktyczny i uciekał się do przemocy fizycznej wobec swoich partnerek. Wiele osób tłumaczyło jego zachowanie trudnym dzieciństwem i okresem dojrzewania.
Pod koniec swojego życia poruszał się przy pomocy wózka inwalidzkiego, co doprowadzało go do wściekłości. Zmarł 25 grudnia 2006 roku w wyniku komplikacji po zapaleniu płuc. Przeżył 73 lata.